I T A L I A – wspomnienia z 1989 roku
Jest grudzień 2010 roku. Właśnie podano komunikat o śmierci żony generała Andersa – Irenie. Pogrzeb na cmentarzu Monte Cassino odbył się 8 grudnia. Ożyły wspomnienia z mego pobytu w Italii i spotkaniu z panią generałową.
Było to 18 maja 1989 roku. Na cmentarzu montecassińskim uczestniczyłam - wraz z innymi pielgrzymami - w uroczystościach związanych z 45 rocznicą zwycięskiej bitwy o Monte Cassino 2 Korpusu (18 maja 1944 roku).
Przemówienia dostojnych gości, apel poległych, składanie wieńców. Uroczystej mszy św. przewodniczy Prymas Polski Józef Glemp. Przed Prezydentem RP na uchodźstwie – Kazimierzem Sabbatem i honorowymi gośćmi defilują uczestnicy uroczystości. Są to żołnierze 2 Polskiego Korpusu z generałem Klemensem Rudnickim na czele.
Mam przyjemność zamienić kilka słów z wdową po generale Andersie i jej córką Anną Marią. Otrzymuję ich autografy, są w sztambuchu. Pani Irena była osobą dystyngowaną, elegancką. Używała wspaniałych perfum. Była piosenkarką i aktorką. Występowała pod pseudonimem Renata Bogdańska. Pozostanie w mej pamięci jako wzór polskiej damy!
Autograf Ireny Anders i jej córki Anny-Marii.
Zwróciły moją uwagę obecne na uroczystości polskie kombatantki, przedwojenne harcerki obecnie ” rozsypane” po całym świecie. Pięknie wyglądały z czerwonymi makami w butonierkach. Panowie za to z orderami na piersiach.
Wzruszył - zapewne nie tylko mnie - napis wykuty na kamiennym obelisku:
ZA WOLNOŚĆ NASZĄ I WASZĄ
MY, ŻOŁNIERZE POLSCY
ODDALIŚMY BOGU - DUCHA
ZIEMI WŁOSKIEJ - CIAŁO
A SERCA - POLSCE
Jak toczył się krwawy, ale zwycięski bój o Monte Cassino opisuje uczestnik walk i świetny pisarz M. Wańkowicz w książce „Było to pod Monte Cassino” (Londyn 1954). Fragmenty warto przytoczyć.
„W dziesięć miesięcy zaledwie po bitwie o M. Cassino przybyli przedstawiciele aliantów na uroczystość związaną z budową miasta (Cassino). Polaków – nie zaproszono”. Nie było nawet polskiej flagi.
W tym samym czasie odbywała się inna uroczystość na drugiej półkuli w St. Francisko, „na której zasiadło 51 państw - często z nieprawdziwego zdarzenia - ale nie to państwo, o które zaczęła się wojna, ale nie to, które swoją piersią wstrzymało pierwsze uderzenie, które swoją ofiarą umożliwiło mobilizację zachodu”.
Polacy byli wykluczeni z tych uroczystości. Poczuli się bardzo skrzywdzeni.
Minęło już 65 lat od zakończenia drugiej wojny światowej. Władze komunistyczne nie tylko starały się wymazać z pamięci lub pomniejszyć rolę polskiego wysiłku zbrojnego. Z dowódców i żołnierzy robiono zdrajców. Pozbawiono ich obywatelstwa polskiego. Nawet niedawni sojusznicy odwrócili się od nich. A przecież żołnierze spod Monte Cassino byli bohaterami jednego z największych zwycięstw w ostatniej wojnie światowej. Wykute na cmentarnym kamieniu dwumetrowe litery wołają:
”PRZECHODNIU, POWIEDZ POLSCE,
ŻEŚMY POLEGLI
WIERNI W JEJ SŁUŻBIE”.
Podczas mego majowego pobytu pod Monte Cassino kwitły obficie czerwone maki. Zupełnie tak samo jak w piosence, którą często śpiewamy przy moim akompaniamencie na pianinie a męża na organkach:
„Czerwone maki na Monte Cassino,
Zamiast rosy piły polską krew.
Po tych makach szedł żołnierz i ginął.
Lecz od śmierci silniejszy był gniew.
Przejdą lata i wieki przeminą,
Pozostaną ślady dawnych dni.
I wszystkie maki na Monte Cassino,
Czerwieńsze będą,
Bo z polskiej wzrosły krwi!”
Słowa: F.Konarski
Muzyka: A.Schutz
Surfuje po internecie w poszukiwaniu wiadomości o bitwie pod Monte Cassino i ich uczestnikach. Znajduję niezwykle interesującą informację na temat por. Kazimierza Gurbiela dowódcy, który ze swym patrolem pierwszy wkroczył na Monte Cassino.
W ruinach klasztory leżeli ranni Niemcy. Polscy żołnierze zaopiekowali się nimi, między innymi spadochroniarzem Robertem Frettlohr`em. Żadnemu nie stała się krzywda.
18 marca 1983 r. telewizja zachodnioniemiecka w Kolonii wyemitowała program, w którym informowała, że w czasie II wojny światowej nie tylko Niemcy popełnili zbrodnie wojenne, ale także po stronie aliantów doszło do łamania międzynarodowego prawa wojennego. Podano, że: „polski patrol, który wdarł się do klasztoru 18 maja 1944 r., w bestialski sposób wybił rannych niemieckich spadochroniarzy, a potem poderżnął im gardło”. Ten rzekomy rozkaz powodował zniesławienie dowódcy patrolu ppor. Kazimierza Gurbiela.
Były jeniec niemiecki Robert Fretthlor oburzony kalumniami rzucanymi na polskich żołnierzy złożył pod przysięgą oświadczenie zaprzeczające powyższym oskarżeniom. Pomiedzy Polakiem por. K.Gurbielem a Niemcem R. Fretthlor'em nawiązała się korespondencja i przyjażń. Gurbiel pisał:„Drogi Robercie, z całego serca Ci dziękuję za Twe wystąpienie w obronie honoru i godności żołnierzy z mojego patrolu.....Gdy spotkamy się znowu na górze klasztornej, zamanifestujemy przed światem, że nasze narody nigdy nie staną już przeciwko sobie z orężem w dłoni.”
Właśnie 18 maja 1989 roku, gdy przebywałam na Cmentarzu pod Monte Cassino, w murach klasztoru doszło do niezwykłego spotkania. „Po 45 latach o tej samej godzinie, spotkali się ponownie w tym samym miejscu. Jeniec Robert Fretthlor z panem swego losu por. Kazimierzem Gurbielem.”
Obydwaj, wraz z kolegami, złożyli wieńce na cmentarzu polskim i cmentarzu niemieckim. Porucznik K. Gyrbiel zmarł w 1992 r. w Polsce. Pogrzeb był niezwykle skromny. Bez pocztów sztandarowych, orkiestry, salwy honorowej należnych dzielnemu żołnierzowi.Czy tak powinien czcić swoich bohaterów wolny kraj?
Odsyłam zainteresowanych do żródła tekstu na stronie miasta Przemyśl: „Dwa spotkania dwóch wrogów” Zenona Andrzejewskiego.
Bitwa o Monte Cassino należy do największej i najsłynniejszej z polskich bitew w czasie II wojny światowej. Największe zainteresowanie bitwą i ich dowódcą nastąpiły w Polsce po roku 1989. Odtąd wiele szkół i drużyn harcerskich przyjęło imię Bohaterów spod Monte Cassino. Na uroczystości nadania imion szkołom przyjeżdżali nieliczni już żyjący bohaterowie jak również generałowa Andersowa w towarzystwie Anny Kiedacz – Radziejowskiej.
Autograf Anny Kiedacz Radziejowskiej i bilet wstępu na audiencję papieską.
Podczas ogólnej audiencji z Ojcem Św. Janem Pawłem II na Placu św. Piotra zebrali się pielgrzymi z Polski i dwutysięczna Polonusów z całego świata, przede wszystkim żołnierzy generała Andersa. Powitali nas oklaskami. Wśród nich Anna Kiedacz – Radziejowska, która złożyła autograf na mojej biało-czerwonej chorągiewce, którą pozdrawiałam Ojca Świętego. Z głośników płynął piękny, chóralny śpiew „Gaude Mater Polonia” i "Dalej bracia do bułata":
„Długo spała Polska święta,
Długo Biały Orzeł spał,
Lecz się zbudził i pamięta,
Że on kiedyś wolność miał”
Po wielu latach dzięki internetowi dowiedziałam się, że pani Anna była żoną ppłk. Zbigniewa Kiedacza z 15. Pułku Ułanów Poznańskich, odznaczonego Orderem Virtuti Militari, który zginął we Włoszech w 1944 roku. Jakim był człowiekiem świadczą słowa generała Władysława Andersa wypowiedziane na jego pogrzebie: „Polska straciła prawego obywatela o wielkiej sile charakteru.... Korpus stracił jednego z najzdolniejszych oficerów. Ja straciłem wybitnego dowódcę pułku i straciłem przyjaciela”.
W 1998 r. w poznańskiem, jednej ze szkół nadano imię ppłk. Zbigniewa Kiedacza. Udział w uroczystości wzięły Panie generałowa Irena Andersowa i Anna Kiedacz – Radziejowska.
Miałam szczęście uczestniczyć jeszcze w dwóch audiencjach u Ojca Św. Druga miała miejsce w Watykanie w Sali Klementyńskiej. Ojciec Św. trzymał rękę na mojej głowie, co zostało utrwalone na zdjęciu. Byłam wtedy bardzo szczęśliwa i wzruszona.
Audiencja z Janem Pawłem II.
Trzecia audiencja odbyła się w Auli Pawła VI za okazaniem specjalnych biletów. Obecni byli żołnierze 2 Korpusu Polskiego z gen. K. Rudnickim (93 lata), prezydentem RP Sabbatem i opiekunem Polonii bp. Wesołym oraz dyplomaci.
Chór śpiewał:
„Polak nie sługa, nie zna co to Pan,
Nie da się zakuć przemocą w kajdany,
Wolnością żyje, wolnością oddycha,
Lecz bez niej jak kwiatek bez wody usycha.
Niechaj Polska zna, jakich synów ma.”
Papież w serdecznych słowach powitał zebranych weteranów wymieniając m.in. generałową Andersową i generała Rudnickiego. Zapamiętałam Jego słowa:
NARÓD, KTÓRY ZŁOŻYŁ TAKIE OFIARY MA PRAWO DO GODNEGO ŻYCIA.
Podczas pobytu w Rzymie mieszkaliśmy na Via Cassia, 45 minut od Watykanu. Przez pięć dni zwiedzaliśmy Rzym i jego zabytki łącznie z katakumbami Kaliksta i Muzeum Watykańskim. Odpoczywaliśmy nad Morzem Tyrreńskim w miejscowości Galea. Zwiedziliśmy Asyż, Padwę, Wenecję i Wiedeń ze wzgórzem Kahllenberg.
Wyjazd do Włoch i Austrii był pierwszym moim wyjazdem do tak zwanych krajów kapitalistycznych po długoletnim panowaniu reżymu komunistycznego w Polsce.
K.D.